6 maj, 2006
19 lat temu spełniłam swoje marzenie o przeprowadzce do Kalifornii.
To był 1 maja. Właśnie skończyłam pakować ostatnią torbę, którą miałam zabrać ze sobą. Wszystkie inne torby, pudełka i niektóre meble zostały już wysłane. Nie zamierzałam zabierać zbyt wiele, głównie nieco rzeczy osobistych. Wszystko było ustalone z wyjątkiem moich planów podróży. Ponieważ latałam do Kalifornii kilka razy w ciągu ostatniego roku, bardzo chciałam przeżyć jazdę przez pół kraju. Planowałam pojechać z Chicago do Kalifornii, zatrzymać się w małych motelach i zobaczyć po drodze kilka stanów. Niestety moja mama denerwowała się myślą, że będę jechała samotnie. Ponieważ nie zamierzałam się poddawać, mama przedstawiła mnie Jackowi, polskiemu kierowcy ciężarówki, którego bardzo dobrze znała, a który jechał tą samą trasą, którą ja miałam jechać. Zadowolona, że mój pomysł się sprawdził, przyjęłam zaproszenie, aby do niego dołączyć.

Podróż zajęła nam 5 dni; spaliśmy w ciężarówce, jedliśmy i myliśmy się na postojach ciężarówek. Po drodze zobaczyłam 7 stanów: Illinois, Iowa, Nebraskę, Utah, Nevadę, Arizonę i wreszcie Kalifornię. To było wspaniałe doświadczenie i jeśli kiedykolwiek będziecie mieli okazję odbyć przejażdżkę po Stanach Zjednoczonych, zdecydowanie polecam.

Gdy opuściliśmy Chicago i zaczęliśmy zbliżać się do Iowa, wszystko zrobiło się bardzo płaskie. Droga przed nami i krajobraz po obu stronach autostrady, wszystko bardzo zielone i ładne, ale płaskie. Żadnych wzgórz, żadnych gór w oddali, tylko płaskie pola kukurydzy i owsa. Gdzieś w oddali zobaczyłam jabłonie. Iowa to stan farmerski i jest ona głównym producentem kukurydzy w kraju. Krajobraz niewiele się zmienił przez całą Nebraskę, która jest również głównym producentem kukurydzy. Gdyby nie znak stanu „Nebraska… dobre życie”, prawdopodobnie nawet nie wiedziałabym, że jesteśmy już w innym stanie.

Z Nebraski droga zaprowadziła nas do Kolorado. I chociaż był już maj, a w stanach, które minęliśmy, było zielono i ciepło, Kolorado to inna historia. Śnieg zwykle zaczyna tam padać pod koniec października i zima trwa do kwietnia, a opady śniegu zdarzają się nawet w późniejszych miesiącach. Niekiedy pada pod koniec maja i na początku czerwca, a w górach może padać nawet w lipcu. W Denver najwcześniejszy odnotowany śnieg spadł 3 września 1961 roku. Kiedy przejeżdżaliśmy przez Kolorado, Jacek, który wielokrotnie odwiedzał ten stan, chciał mi pokazać góry. Aby to zrobić musiał trochę zboczyć z trasy, za co byłam mu ogromnie wdzięczna. Widok śniegu w maju był bardzo surrealistyczny i chociaż zdecydowanie nie byłam ubrana odpowiednio do pogody, uprosiłam Jacka aby się zatrzymał i trochę pochodziłam po śniegu.

Krajobraz ponownie się zmienił, gdy wjechaliśmy do Utah. Utah słynie z jednych z najlepszych stoków narciarskich w kraju, a góry w pobliżu Salt Lake City otrzymują średnio 500 cali śniegu rocznie. Góry, wzgórza, pustynny krajobraz – to właśnie sprawia, że Utah jest wyjątkowym stanem. Nazwa „Utah” pochodzi od indiańskiego plemienia „Ute” i oznacza ludzi z gór.
Utah jest domem dla parków narodowych Big 5, zwanych także The Mighty 5:
· Park Narodowy Arches. Moab, UT
· Park Narodowy Bryce Canyon. Bryce, UT
· Park Narodowy Canyonlands. Moab, UT
· Park Narodowy Capitol Reef. Torrey, UT
· Park Narodowy Zion. Springdale, UT
Szybki postój przy Black Dragon Canyon był wszystkim, na co mieliśmy czas, ale widoki, jakie mijaliśmy po drodze wystarczyły, by zaspokoić moją miłość do przyrody.

Po opuszczeniu Utah skierowaliśmy się w stronę Nevady, gdzie oczywiście nie mogliśmy nie zatrzymać się w słynnym (lub niesławnym, w zależności od tego, jak się na to spojrzy) Las Vegas. Ponieważ nie lubię gier, a kasyna są dla mnie dość nudne, zostawiłam swojego partnera w jednym z nich i wybrałam się na spacer po mieście. Moim zdaniem jeden raz wystarczy, aby wszystko zobaczyć, ale miałam okazję odwiedzić Las Vegas jeszcze kilka razy.


W końcu opuściliśmy Las Vegas i Nevadę i udaliśmy się do celu mojej podróży: Calabasas w Kalifornii. Przyjechaliśmy do kompleksu apartamentów 6 maja około 6 rano. Ponieważ było o kilka godzin za wcześnie, zdecydowałam się na spacer po miejscu, które miało stać się moim nowym domem. Byłam pod wielkim wrażeniem tego, co zobaczyłam.

Tutaj jestem wam winna małe wyjaśnienie. Otóż znalazłam kompleks, wynajęłam mieszkanie i podpisałam umowę w trybie online. Przed 6 maja nie widziałam ani mieszkania ani kompleksu ani otoczenia poza tym, co znalazłam na zdjęciach w internecie. Okazało się, że to była dobra decyzja.

Kompleks apartamentów nazywa się Malibu Canyon Apartments i znajduje się na końcu Las Virgenes Road. Jest to naprawde piękny i godny polecenia kompleks; przyjazne zwierzętom apartamenty z kuchnią premium i basenami w stylu kurortu (nie jestem pewna, czy dobrze pamiętam, ale wydaje mi się, że łącznie są 4 baseny – główny w środku kompleksu i dodatkowo trzy małe), jacuzzi i siłownia; bezpłatny parking, zakaz palenia oraz przyjazna i pomocna obsługa oraz personel. Kompleks otoczony jest wzgórzami, a na końcu (który jest jednocześnie końcem drogi) znajduje się Las Virgenes Canyon Park z wieloma trasami do wyboru. Idealny na poranny bieg lub popołudniowy spacer.

Nasz apartament miał z jednej strony widok na basen a z drugiej na piękne wzgórza. Teren wokół kompleksu był zielony, czysty i bardzo zadbany.


Latem, ponieważ miejsce położone jest w dolinie, robi się tam dość gorąco. Jednak dużo chłodniejsze Malibu z pięknymi plażami jest tylko 20 minut drogi. Jeśli pojedziecie Las Virgenes Road w dół Malibu Canyon aż do autostrady Pacific Coast Highway (PCH, czyli słynna CA1), znajdziecie się prosto na plaży.
Ciekawostka: mniej więcej pośrodku drogi między Malibu a Calabasas znajduje się tunel, który rozdziela nazwę drogi na Las Virgenes (przed tunelem, jadąc od Calabasas w stronę Malibu) oraz Malibu Canyon Road (za tunelem, jadąc od Calabasas w stronę Malibu) i za każdym razem, gdy przekroczyliśmy tunel, wydawało się, że temperatura spada o co najmniej 10 stopni. Wiele razy w sobotę rano budziliśmy się, czując, że już o 8 godzinie było bardzo gorąco. Zbieraliśmy nasze rzeczy i wybieraliśmy na plażę. Jednak prawie za każdym razem po przekroczeniu tunelu robiło się mglisto i znacznie chłodniej. Więc zamiast jechać na plażę, zwracaliśmy i spędzaliśmy dzień na basenie.

Miałam jednak wiele okazji do odkrycia Malibu, jego plaż, wzgórz, kanionów, jaskiń i wielu innych miejsc. Moja pierwsza praca w Kalifornii była w bowiem Malibu, w ratuszu.


Wszystkie te miejsca i nie tylko te przedstawię Wam na blogu oraz na Instagramie (@worldofadventures_pl) i Facebooku (World of Adventures), więc pamiętajcie o częstym odwiedzaniu i pozostańcie z nami. Obiecuję, że będzie warto.
























